Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 66.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1840   —

Pot wystąpił Cortejowi na czoło. Spoglądał w milczeniu i niepewnie. Był w męczącej sytuacji. Musiał na pewien czas zniknąć i tylko doktor Hilario mógł mu w tym pomóc.
I oto Cortejo popełnił coś, co uważał dotychczas za niemożliwe wtajemniczył dopiero co poznanego człowieka w sekrety domu Rodriganda. Omijał wszystko, co mogło go ośmieszyć. Mimo to, doktor Hilario dowiedział się tyle, że kiedy Cortejo skończył, rzekł:
— Ale sennor, czy to wszystko możliwe? Może opowiedzieliście mi treść powieści?
— Ani mi w głowie nie postało. Niełatwo wszak mi było wyjawić swoje tajemnice.
W tym czasie sennorita Emilia siedziała w swoim pokoju. Biła się z myślami, czy już dziś, czy też później przejąć tajną korespondencję doktora.
Pokój jej znajdował się nieopodal pokoju doktora Hilaria. Dzięki temu spostrzegła obecność przybyszów. Zgasiła światło i uchyliła zlekka drzwi, aby podsłuchiwać. Po pewnym czasie usłyszała ponowne kroki. Drzwi pokoju doktora były otwarte i blask lampy oświetlał wchodzącego mężczyznę oraz kobietę. Mężczyzna, jak zdążyła zauważyć, zanim drzwi się zamknęły, na jedno oko był ślepy.
Upłynęło jeszcze nieco czasu. Usłyszała szmery. Zobaczyła, jak Hilario z latarką w ręku znikł na schodach, które prowadziły do podziemi. Towarzyszyli mu przybysze. Kiedy minęli jej pokój, usłyszała kilka słów, z których tylko część zrozumiała: —