Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 66.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1835   —

— Tak. Ten klasztor był więcej wart, niż niejedno księstwo.
— Jak się to mogło panu udać? Wszak wiadomo chyba o istnieniu kosztowności.
— Wiedziano, owszem, — rzekł z szyderczym uśmiechem — ale wiele było środków do osiągnięcia celu. O tem później. Teraz niech mi pani powie, czy wierzysz, że jestem bogaty?
— O, wszak nie jesteś właścicielem tych skarbów. Należą do państwa.
— Do państwa? Niech się pani nie ośmiesza! Do kogo należy państwo? Do Juareza, do Pantery Południa, do Maksymiliana Austriackiego i do Francuzów?
— Emilia wiedziała, że Hilario nia ma racji, ale nie mogła mu się sprzeciwiać.
— Nie chcę panu przeczyć — rzekła.
— Więc uważa mnie pani za właściciela tych skarbów?
— Tak.
— No, teraz pytam panią, czy chcesz być ich właścicielką?
Spoglądał na nią z oczekiwaniem. Ani przez chwilę nie wpadło jej na myśl wiązać swoje młode życie z tym starcem. Ta ofiara wprawdzie wtajemniczyłaby ją w sekrety Hilaria. Ale czyż nie mogła ich osiągnąć inną drogą?
— Czy muszę się natychmiast zdecydować?
— Czy ja, który nie powinienem tracić ani dnia życia, mam czternaście lat starać się o panią jak Jakób o Rachelę?