Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 65.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1810   —

nas, albo, co gorsza, wezmą do niewoli i wydadzą Juarezowi.
— Istotnie, gdybyśmy chcieli zasadzać się na tym mieście. Atoli klasztor Santa Barbara wznosi się poza miastem. Zamiast podrwić głowę w Santa Jaga, zagnieździmy się w klasztorze niepostrzeżenie..
— Niepodobieństwo!
— Jakto? Czy nie słyszeliście, że mój stryj Hilario płonie nienawiścią do Juareza i przyjmie pana z radością. Dawny klasztor ma tyle tajnych budowli i korytarzy, że możemy być pewni bezpieczeństwa.
— Czy te korytarze nie są znane inym lekarzom, ani mieszkańcom klasztoru?
— Nie; zna je tylko mój stryj.
— To byłoby dla nas bardzo wygodne. Zastanowię się nad tym planem. Teraz odpocznijmy sobie. Nie wiemy, co nam przyniesie dzień najbliższy. pokrzepcie się snem; ja będę czuwał.
Zapadło głębokie milczenie. Tylko Cortejo chodził bez przerwy tam i z powrotem. Jego wyprawa do Rio Grande, po której sobie tyle obiecał, spaliła się na panewce, i on sam wrócił napół ociemniały. Co więcej, nie znalazł tutaj oczekiwanej przystani, stracił hacjendę i córkę. Pogardzany i wyszydzony, nie wiedział, gdzie się podziać. Knuł w ciszy nocnej mściwe plany. Po dwóch godzinach usłyszał u wejścia do jaskini lekki szmer kamyka. Skoczył natychmiast i zapytał pocichu, chwytając za broń:
— Kto tam?