Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 62.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1737   —

— Nie szkodzi oświadczył Sępi Dziób. — Wiem wszystko.
— No, gdzie znajdziemy statki?
— Tam, gdzie je zostawiłem.
— Ale gdzie będą wyładowane?
— Nad rzeką Sabinas, jak uprzednio ułożono.
— W takim razie nie cały oddział musi jechać dalej.
— Nie; możecie wrócić.
— A jeśli nas oczekuje nowa walka?
— Na pewno nie.
— Godzę się z Sępim Dziobem — oznajmił Zorski. — Cieszę się, że ta sprawa została załatwiona tak pomyślnie, ale nie podoba mi się to, że Cortejo nie wpadł w nasze ręce. Taki gad zwykle rękami i nogami trzyma się życia. Pragnąłbym przynajmniej znaleźć jego ciało.
— Poszukajmy! — zaproponował Juarez.
— Dobrze. Weźmy ze sobą pięćdziesięciu jeźdźców. Pozostali niech wrócą do obozu i tam nas oczekują.
Tak się też stało. Podczas gdy połowa oddziału wracała ze zdobyczą, druga połowa z Juarezem, Zorskim, Marianem na czele i z Sępim Dziobem, jako przewodnikiem, jechała dalej, niecierpliwie wypatrując statków.
Nie było już daleko do miejsca ich postoju. Sępi Dziób wskazał wskroś drzewa i rzekł:
— Tam jest jaśniej. To rzeka.
Zatrzymali się na miejscu, gdzie poprzedniego dnia Lindsey miał wpaść w niewolę. Liczne ślady wskazywały, że ludzie Corteja spędzili tu