Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 61.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1695   —

— Czemuście go nie przyprowadzili? — zapytal lord.
— Spadł z konia i ciężko się zranil. Cierpi biedak okropnie, zwłaszcza kiedy się go dotyka. Prosił nas przeto, abyśmy go zostawili w spokoju; przecież i tak umrze, jest bowiem śmiertelnie ranny. Rumak rzucił go na drzewo; wróciwszy do przytomności, z trudem dowlókł się do rzeki.
— Czemu więc dawał nam sygnał, skoro nie chce naszej pomocy? — zapytał Sępi Dziób.
— Jest wysłańcem Juareza, który polecił mu zatrzymać się nad rzeką i wypatrywać lorda Lindseya, aby mu udzielić ważnych wiadomości.
— To nie brzmi prawdopodobnie Juarez wie, gdzie ma nas oczekiwać. Jeśliby wysłał gońca, to to tylko w tym wypadku, gdyby zmienił miejsce spotkania, lub gdyby chciał nas ostrzec przed gorącym niebezpieczeństwem. Zresztą, czemu ranny nie udzielił wam treści swego poselstwa?
— Pragnie osobiście widzieć sir Lindsey‘a, gdyż poselstwo jest zbyt ważne, aby mógł wtajemniczać innych.
— To mi się wydaje podejrzane. Czy widziałeś jego konia?
— Nie.
— Czy nie było wpobliżu jakichś śladów, kopyt?
— Niepodobna było poznać. Grunt jest skalisty.
— Czy nie oglądałeś skraju lasu? Owszem; ale nie zauważyłem nic podejrzanego.