Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 61.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1712   —

że na statku znajdują się wielkie sumy z Anglii. Podobno mnóstwo milionów.
— Do pioruna!
— Tak. Czy oddamy te pieniądze Cortejowi, aby w swym obłędnym dążeniu do władzy wyrzucał je oknem?
— Czy wiesz na pewno, że są pieniądze?
— Z całą pewnością. Wywiadowcy Pantery wyszpiegowali tę wiadomość.
— W takim razie bylibyśmy głupcami, gdybyśmy pieniądze zostawili Cortejowi.
— Zabieramy dla siebie! Cortejo musi zejść z drogi! Skoro chodzi o miliony, nie ma nad czym się zastanawiać. Rzecz najważniejsza — działać po cichu. Wmieszamy się pomiędzy naszych ludzi i wybadamy ich usposobienie, zanim wystąpimy z projektami.
— Lecz Cortejo był naszym przywódcą; nie skąpił nam żołdu i na niejedno przymykał oczu. Czy, dopiero niedawno, nie pozwolił splondrować hacjendy del Erina? Nie chciałbym, aby go zabito. Możemy się starego pozbyć w inny zgoła sposób. Na przykład, sklecimy tratwę i umieścimy na niej wodza. Może sobie pływać, dopóki go nie znajdą.
Propozycja uzyskała powszechną zgodę. Po krótkiej naradzie postanowiono ją wykonać. Ktoś zapytał:
— A co uczynimy z rannymi? Jeśli się z nimi podzielimy, to nasze udziały będą mniejsze. Mniemam, że i oni są zbyteczni
— To prawda.