— Nie; nie jestem nim.
Cortejo cofnął głowę i rzekł gniewnie:
— Miej się na baczności, kiedy chcesz pluć, sennor!
— Tak też postępuje. Trafiam tego, kogo chcę trafić.
— A jednak i to może się zdarzyć.
— Wypraszam sobie! No, więc nie jesteś pan lordem Lindsey‘em?
— Nie.
— Ale czemu podawał się pan za Lindsey‘a?
— Ponieważ jestem nim.
Spokój Sępiego Dzioba wyprowadził Corteja z cierpliwości. Zawołał:
— Do licha! Jakże to zrozumieć? Nie jesteś nim, a jednak jesteś?
Sępi Dziób zapytał obojętnie:
— Czy był kiedyś w Old England?
— Nie.
— Nie dziw, że nie wie. Lordem tylko najstarszy syn, późniejsi synowie — nie lordowie.
— A więc jest pan młodszym synem Lindsey‘a?
— Yes.
— Jak panu na imię?
— Sir Lionel Lindsey.
— Hm, czyżby? Ale nie jest pan wcale podobny do swego brata.
Sępi Dziób, splunął tuż koło twarzy Meksykanina.
— Nonsense.
— Zaprzecza pan?
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 61.djvu/11
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 1703 —