Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 51.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1421   —

— Pytał pan tylko, czy mu wolno zapytać, kim jestem. Zgodziłem się na to, lecz nie przyrzekłem wcale, że odpowiem.
— Zostawcie więc przy sobie imię i nie mieszajcie się do rozmowy.
— A jeżeli rozmowa mnie interesuje?
— W takim razie nie dziwcie się, że mnie interesuje wasza osoba.
Nieznajomy pokiwał głową, żując tytoń.
— Kalkuluję sobie i mam wrażenie nie bez racji, że powinienem się najwpierw dowiedzieć o wasze nazwisko, zanim wymienię swoje. Powiedzieliście przedtem, że was przysyła Juarez?
— Tak jest.
— Znacie go, byliście u niego? Wiecie, gdzie go można znaleźć?
— Wiem.
— Jesteście jego stronnikiem? Nie stoicie po stronie tych przeklętych Francuzów?
— Tak jest.
— W takim razie doskonale. Powiedzcie mi, kim jesteście.
— Zgoda. Nazywają mnie Czarnym Gerardem.
— Doskonale! Nazwisko wasze jest mi znane. Oto łapa; dajcie swoją.
Gerard zawahał się i rzekł:
— Mam wrażenie, że jesteście bardzo grymaśni przy zawieraniu znajomości. Ja również nie każdemu rękę podaję. Powiedziałem swoje imię, chcę znać wasze.