Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 49.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1367   —

— Gerard spojrzał na nią ze zdumieniem.
— Skąd?
— Czy nie pamiętasz pan, żeś zasnął w pokoju na krześle?
— Tak. Przypominam sobie.
— Podczas pańskiego snu dokładnie obejrzałam strzelbę.
— Naprawdę? Pocóż to?
— Aby zobaczyć, czy kolba jest złota
Sapristi! — rzekł zaskoczony. — Na jakiej podstawie pani to uczyniła?
— Przeczułam, kim pan jest. Czy przebaczy mi sennor moją ciekawość?
— Ależ chętnie, sennorita. Z pewnych powodów chciałem zachować imię swoje w tajemnicy. Ojciec pani jest wielkim gadułą, mimo, iż ma umysł polityka i dyplomaty.
— Czy mogę przynajmniej wiedzieć, dokąd się pan teraz udaje?
Gerard był uszczęśliwiony, że Rezedilla darzy go taką troskliwością.
— Dlaczego pani o to pyta?
Zarumieniła się i zamilkła. Ujął ją za ręce, mówiąc:
— Rezedillo, dziękuję pani. Widzę, że otacza mnie sennorita opieką; budzi to we mnie nadzieję, że przebaczy pani moją przeszłość.
Obrzuciła go ciepłem spojrzeniem i odparła:
— Wyspowiadał się pan przede mną tak szczerze,