Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 48.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1346   —

ubiór i zły stan broni wskazują, że to nicpoń. Wypije prawdo podobnie jedną szklankę julepu, tak samo jak tamten śpioch. Na takich gościach mi nie zależy.
— Prowadzi konia do stajni; zapewne więc zechce tutaj pozostać.
— Będzie to zależało od tego, czy zapłaci. Nie w ciemię bito nas, mieszkańców Pirny. To się zaraz okaże.
Po kilku minutach nieznajomy wszedł. Wyglądał tak niepokaźnie, że w człowieku, nie znającym stosunków sawany, mógłby wzbudzić podejrzenia. Łamaną hiszpańszczyzną wykrztusił kilka słów powitania, usiadł i, odłożywszy strzelbę i nóż, zapytał:
— To fort Guadelupa, nieprawdaż?
— Tak — odparł zwięźle gospodarz.
— Pan jest zapewne sennorem Pirnero?
— Tak.
— Czy mogę dostać szklankę julepu?
— Owszem.
— Więc proszę.
— Dobrze, ale tylko jedną szklankę.
— Dlaczego tylko jedną?
— To już moja sprawa.
Po tych słowach gospodarz spojrzał bardzo wymownie na przyodziewek gościa i leniwie podniósł się, aby przynieść szklankę julepu. Nieznajomy pochwycił to spojrzenie; tłumiąc śmiech, wzruszył ramionami i w milczeniu wychylił swój julep.
Pirnero usiadł znowu przy oknie. Gość i Rezedilla milczeli. Starego wyprowadziło to z równowagi. Po chwili rzekł: