Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 48.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1340   —

oczywiście. Nie macie przecież nawet porządnej kurtki. Gdzież zamierzacie dziś wobec tej ulewy nocować?
— Tutaj.
Stary skrzywił się i spojrzał na gościa podejrzliwie.
— U mnie? Hm, hm. Czy macie pieniądze? Pijecie zwykle tylko jedną szklankę julepu, co nie świadczy o godnem wyposażeniu.
— Ojcze! — odważyła się powiedzieć błagalnym tonem Rezedilla.
— Czego chcesz? — zapytał stary. — Tak, masz litościwe serce, ale ja muszę się upewnić. Ten sennor będzie tutaj mógł przenocować tylko wtedy, jeżeli zapłaci zgóry.
— Ileż mam zapłacić? — zapytał Gerard z uśmiechem.
Quartillo.
— Tylko tyle? — zapytał strzelec ze zdumieniem.
— Przecież będziecie spać na słomie.
— Dlaczego? Mogę zapłacić za łóżko.
— Niepodobna! Spójrzcie na wasze ubranie.
Rezedilla zaczerwieniła się po same uszy; nie miała jednak odwagi odezwać się choćby słowem.
— Dobrze — rzekł Gerard. — Oto quartillo za nocleg i tlaco[1] za julep. Jesteście zadowoleni, sennor Pirnero?
— Owszem.
— No, a teraz chciałbym się położyć, — rzekł Gerard.
— W biały dzień? Oszaleliście?

— Jestem zmęczony. Zrozumiecie, chyba że się to może zdarzyć strzelcowi.

  1. Tlaco wynosi mniej więcej połowę quartillo, a więc około 25 groszy.