Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 45.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1253   —

wiono obejrzeć raz jeszcze to miejsce w dzień, poczem powrócono wraz ze zwierzętami do kryjówki. Emma przeraziła się ogromnie otrzymanemi wiadomościami.
Noc przeszła bezsennie; już o świcie udali się wszyscy wraz z Emmą do źródła. Przedewszystkiem zwrócili uwagę na strzępek jakiejś materji. Somali podpodniósł go i zaczął oglądać dokładnie.
— Widzicie, miałem słuszności — rzekł. — To rąbek szaty mego syna. Tu walczył i podczas walki zerwano mu skraj szaty.
Trudno opisać rozpacz starca. Minął smutny dzień. Od czasu do czasu wychodził ktoś na szczyt góry, aby zobaczyć, czy nie ukaże się jakiś statek; po morzu pływały tylko statki gubernatora, które przeszukiwać miały wybrzeże. Znał je Somali.
— Widzicie, zostaliśmy zdradzeni, — rzekł. — Gubernator kazał nas szukać. Musimy mieć się na baczności, inaczej — zginęliśmy.
Znowu upłynął dzień, — ten sam, w którym Wagner przybył na swym brygu do Zeyli. Noc minęła bez zdarzeń. Somali nie mógł sobie wyobrazić, w jaki sposób wytrzyma jeszcze trzy długie doby. Pożerała go tęsknota za synem i rozpacz.
Po południu wszedł znowu na szczyt góry; usiadł i posyłał wdal tęskne spojrzenia. Widział tylko morze: nie zauważył oddziału jeźdźców, który zbliżał się od północy i już go dojrzał. Jeźdźcy zboczyli, nieco wgłąb wybrzeża, aby rzucać się w oczy. Gdy Somali odwrócił głowę i zobaczył ich, byli już dosyć blisko. Zerwał się w jednej chwili; zbiegł z góry. Puścili się za