Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 45.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1252   —

mieszkał szczep, któremu nie można było ufać, postanowiono, aby młody Somali pojechał konno na północ i rozejrzał się za jakimś okrętem. Miał ominąć Zeylę i przebrać się do portu Tadszurra, dokąd z pewnością nie dotarł żaden goniec sułtana. Młody Somali opuścił kryjówkę; wsiadł na wielbłąda i odjechał.
Następnego dnia wieczorem zbiegowie zaprowadzili wielbłądy do źródła, by je napoić; znaleźli złamany łuk. Stary Somali wziął łuk do ręki i zaczął badać. Po chwili rzekł przerażony:
— Tu odbyła się walka.
— Skąd wiesz? — zapytał don Fernando.
— Ten łuk nie został złamany, a pocięty; stać się to mogło tylko podczas walki. Szukajmy dalej; może jeszcze co znajdziemy.
Było ciemno — szukali poomacku. Nagle natrafił Mindrello na sznur, na którym wisiało coś okrągłego.
— Znalazłem — powiedział.
— Pokaż! — rzekł Somali.
Badał przedmiot rękami; naraz skoczył na równe nogi i wydał okrzyk rozpaczy.
— Co się stało? — Zapytał don Fernando.
— To talizman syna mego Murada Hamsadi jęknął zapytany. — Napadnięto go tutaj.
— Mylisz się. Pojąc wielbłąda, zgubił talizman.
— Nie, nie gubi się talizmanu, zawieszonego na tak mocnym sznurze; poprostu zerwano mu z szyi. Schwytano go i zawleczono do Zeyli. Ten łuk należał do jednego z żołnierzy gubernatora; poznaję po kształcie broni.
Jęczał głośno; trudno go było uspokoić. Postano-