Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 45.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1250   —

natychmiast poznał kapitana w świetle latarni okrętowej, podszedł do niego i zaczął coś mówić w najwyższem wzburzeniu. Wagner go nie zrozumiał. Dopiero tłumacz wyjaśnił, o co chodzi.
— Czy wiesz, co się stało? — zapytał władca Harraru. — Nasz jeniec uciekł!
— Ach! zawołał Wagner, wrzekomo niemile zdziwiony.
— Tak. Miałeś dziś rano rację; nasyp był rozluźniony.
— Kiedy wykryłeś ucieczkę?
— Wysłałeś po nas gońca. Nie zrozumieliśmy wprawdzie, o co chodzi, ale po minach jego i ruchach można było poznać, że mamy przybyć na statek. Przed wyruszeniem chciałem jeszcze zobaczyć jeńca, tymczasem ten pies znikł. Jednego z wartowników omal nie położył trupem, drugiego nie było, — uciekł zapewne ze strachu przed karą.
— Cóż uczyniłeś?
— Nie chcieliśmy opóźniać odjazdu twego statku. Dlatego wysłaliśmy jak najprędzej pościg; ma przeszukać południową stronę brzegu. Jeniec uciekł z pewnością w tym kierunku, bo tam znajdują się pozostali zbiegowie.
— Postąpiliście słusznie. Ale teraz rozgośćcie się tutaj. Tam, na przednim pomoście, kazałem urządzić namiot; skoro tylko dzień nastanie, będziecie mogli z niego zobaczyć całe wybrzeże. Za pośrednictwem tłumacza porozumiecie się z kucharzem; muszę was chwilowo opuścić, aby objąć komendę. Odpływamy za chwilę.