Skoro Wagner przybył na pokład, powitał go sternik serdecznym uściskiem dłoni.
— Dzięki Bogu! — rzekł. — Myślałem już, że jesteście straceni.
— Rozpoczęliście kanonadę o calutkie dziesięć minut za wcześnie.
— Nic nie szkodzi. Przekonali się przynajmniej, że niema z nami żartów. A zresztą, gdyby źle było, możeby te dziesięć minut was uratowały. Jakże na brzegu?
— Świetnie. Opowiem wszystko później. Za chwilę rozpoczniemy sprzedaż. Jak z ładunkiem?
— Odwróćcie się i popatrzcie.
Sternik wypowiedział te słowa z wielką dumą i zadowoleniem; miał do tego prawo, cały bowiem pokład był zawalony skrzyniami i belami, które już zostały otwarte.
— Pracowaliście pilnie! — rzekł kapitan przyjaźnie. — Każcie przyrządzić grogu. Może do wieczora sprzedamy wszystko.
— Naprawdę?
— Ależ tak. Patrzcie na brzeg. Oto nadchodzi gubernator.
— Z kimże to idzie?