Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 42.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1166   —

ście nauczyło go jednak panowania nad sobą; zapytał, nadając swoim słowom ton obojętny:
— Na Boga, pani — Hiszpanką? Niech pani zachowa spokój. Nie zdradźmy się! Musimy być ostrożni.
— Będę posłuszna ostrzeżeniu pana, choć przyjdzie mi z trudnością. — odparła. — Na Boga, czy to możlwe, czy mnie oczy nie mylą? Tak, musimy panować nad sobą. Ale co za radość, co za szczęście, jeżeli się przypadkiem nie mylę!
— Co ma pani na myśli, sennorito? — pytał, zaciekawiony.
— Jestem nietylko Hiszpanką, lecz i Meksykanką — odparła.
Teraz hrabiemu trudno było zapanować nad sobą; przemógł się jednak i odparł równomiernym głosem:
— Meksykanką! Sennorito, muszę uważać, gdyż czujne oko tyrana jest na nas skierowane; zapewniam panią jednak, że tylko z trudem mogę zapanować nad swemi uczuciami. Przecież i ja jestem również Meksykaninem!
— Santa Madonna! A więc się nie mylę. Twarz wydaje mi się znana, jak również głos. Jesteś sennor naszym drogim, kochanym don Fernandem de Rodriganda, nieprawdaż?
Starzec panował nad sobą nadludzkim wprost wysiłkiem. Mimo to głos jego zadrżał, gdy zapytał:
— Znacie mnie, sennorito? Kimże jesteście?
— Nazywam się Emma Arbellez; jestem córką waszego dzierżawcy Pedra Arbelleza.
Nastąpiła długa pauza; przez serca obojga przeszła cała fala uczuć; spotkali się tutaj jakby cudem.