Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 42.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1178   —

łam i modliłam się przez całą noc i przez dzień następny, ale to nie pomogło mi wrócić na wyspę. Wreszcie, znużona wzruszeniami dnia, usnęłam. Gdy się obudziłam, straciłam zupełnie poczucie czasu. Pomyślałam teraz o tem, o czem powinnam była pomyśleć przedewszystkiem.
— O sterze i żaglach, nieprawdaż?
— Tak. Miałam wrażenie, że burza rzuciła mnie na wschód, więc zaczęłam sterować ku zachodowi. Teraz dopiero wiem, że lepiej byłoby postąpić przeciwnie. Z natężeniem wszystkich sił podciągnęłem żagiel. Chociaż nie miałam pojęcia, jak należy obchodzić się z łodzią, udało mi się umieścić go tak, by łódź płynąć mogła na zachód. Dniami stałam przy sterze, nocami przywiązywałam go. Tak przeszło piętnaście dni i piętnaście nocy. Czy mam mówić, co przez ten czas wycierpiałam? To wprost niemożliwe.
— Wyobrażam sobie, droga moja Emmo, — rzekł hrabia. — To i tak godne podziwu, że nie zginęłaś w tych warunkach i nie straciłaś zmysłów.
— Szesnastego dnia ujrzałam statek; ludzie ze statku spostrzegli również mą tratwę. Był to okręt holenderski; płynął do Batawji. Dowiedziałam się od kapitana, że jesteśmy między Karolinami a wyspami Palaos. Zdaniem jego, burza gnała tratwę z niesłychaną szybkością w kierunku zachodnim. Przebyłam archipelag, nie widząc ani jednej wyspy. Kapitan polecił krawcowi okrętowemu sporządzić dla mnie suknię i pocieszył mnie nadzieję, że w Batawji znajdę z pewnością pomoc. Gdyśmy płynęli szlakiem Sund, napadł na nas jeden z chińskich okrętów korsarskich; grasuje ich sporo w tych stronach. Od-