Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 42.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1175   —

tak wyostrzyć, że mogły zastępować siekiery i noże. Ogołociliśmy więc krzaki, które się na wyspie znajdowały, z dolnych gałęzi, i wyhodowaliśmy je w ten sposób na drzewa.
— Ale z czego żyliście?
— Naprzód z korzeni, owoców i jaj. Odkryliśmy również rodzaj muszel, które można było jeść jak ostrygi. Później zaczęliśmy wyrabiać sieci i wędki, by łapać ryby. Zkolei nauczyliśmy się ostrzyć strzały i wiązać tuki, z których strzelaliśmy do ptactwa. Poznaliśmy na wyspie pewien rodzaj królików; stały się naszem pożywieniem.
— Pożywieniem? Przypuszczam, że Landola chyba nie zostawił wam krzesiwa.
— Oh, ogień wykrzesaliśmy bardzo szybko. Zorski zwiedził sporo krajów, których ludność wydobywała ogień z dwóch kawałków drzewa. Musieliśmy jednak bardzo oszczędzać nasze zapasy.
— A jak było z ubraniem?
— Ubrania zniszczyły się jeszcze na statku; odzież panów przegniła niemal zupełnie. Musieliśmy pomyśleć o skórkach króliczych, które nauczyliśmy się wyprawiać. Mieszkania mieliśmy bardzo prymitywne: lepianki z otworami, zamiast okien. Kawalerowie jadali u małżeństw.
— U małżeństw? — zapytał hrabia. — Ach, rozumiem, — rzekł po chwili z uśmiechem. — Niedźwiedzie Serce wziął za żonę Karję, córkę Miksteków. Indjanie nie mają przy zawarciu małżeństw żadnych przygotowań. Jakżeż jednak było z drugiem małżeństwem?
Milczała przez chwilę; gdyby ktoś mógł dojrzeć