Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 42.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1171   —

godnie, a wtedy miłość wystrzeli sama, jak roślina pod wpływem promieni słońca.
— Niewolniku, masz słuszność. Okażę jej wiele łaskawości.
— Czy wiesz, o władco, że miłość naprzód powinna się przyoblec w słowa, zanim wyrodzi się w czyny? Niewolnica ta tęskni za chwilą, kiedy będzie mogła pomówić z tobą w ojczystym twoim języku; chce powiedzieć ci sama, co czuje jej dusza.
— Niechaj życzeniu temu stanie się zadość. Mianuję cię jej nauczycielem. Kiedy będzie mogła mówić ze mną?
— To zależy, kiedy będę mógł rozpocząć nauki, oraz ile godzin dziennie trwać będą.
— Ta dziewczyna zawładnęła całem mem sercem; wprost doczekać się nie mogę, kiedy mi sama powie, że chce być moją żoną. Dlatego rozkazuję ci przystąpić do nauczania dzisiaj.
— Będę posłuszny, o panie!
— Czy trzy godziny dziennie wystarczą, niewolniku?
— Jeżeli będę mógł z nią mówić trzy godziny dziennie, za tydzień niewolnica powie ci, że doznasz szczęścia. Ale kobiety takie, jak ona, nie przywykły do widoku mężczyzn nieodzianych. W takim stroju, jak mój...
— Będziesz miał inną odzież, znacznie lepszą, i nie powrócisz już do lochu. Otrzymasz, ile chcesz, mięsa, ryżu i wody, abyś lepiej wyglądał.
— Dzięki ci, panie. Czy mam dziś rozpocząć?
— Skoro się tylko przebierzesz. Nie mam czasu przy nauczaniu asystować. Wyznaczę eunucha, który was będzie strzegł. Chodź, niewolniku!