Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 40.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1112   —

— Miljon?
— Nie; pięć milionów!
Indjanin cofnął się zdumiony o kilka kroków.
— Ta sennorita nie jest przy zdrowych zmysłach — powiedział.
Cortejo był również oszołomiony. Józefa nie dała się jednak zbić z tropu.
— Nie będę owijała w bawełnę. Ojciec mój przyrzekł wam miljon, nieprawdaż? Chciał wypłacić tę sumę na stół; mogliście ją bez kłopotów schować do kieszeni. Daję o cztery miljony więcej i stawiam dwa warunki: musicie sobie sami przynieść pieniądze i musicie przyrzec, że dotrzymacie obietnicy, danej memu ojcu.
— Gdzie są te pieniądze? — zapytał szybko Alvarez.
— Powiem wam o tem, skoro mi tylko dacie słowo i skoro porozumiemy się jeszcze co do jednego punktu.
— Słucham.
Indjanin stanął przed obojgiem ze złożonemi na piersi rękoma i wpił się wzrokiem w Józefę, która mówiła dalej:
— Są na świecie dwie osoby, na których muszę się zemścić. Powinny umrzeć, albo przynajmniej zniknąć w górach, których jesteście władcą. Ta para, to ojciec i córka. Mają przy sobie pięć miljonów gotówką i mieszkają tu w mieście. Znam skrytkę, w której przechowują te pieniądze, wiem również, w jaki sposób można się tam dostać. Musicie sami sobie wziąć miljony. Musicie uprowadzić te obydwie osoby. Jeżeli to się wam uda, musicie uznać, że ojciec mój zapłacił wam miljon.