Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 39.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1082   —

godnie, tak samo jak wy; ale za każdą próbę jednej strony, druga życiem zapłaci; za to ręczę słowem.
Landola przerwał w tem miejscu, chcąc zorjentować się, jakie wrażenie wywarły te słowa na jeńcach. Oni leżeli jak przedtem, nie mówiąc ani słowa.
Komunikuję wam jeszcze, że będziecie tutaj przez całą drogę leżeli, jak teraz; codziennie będzie zachodził ze mną majtek, aby rozwiązywać wam ręce do posiłku. No, to wystarczy. Nie zapominajcie, że macie do czynienia z człowiekiem, który za najmniejsze nieposłuszeństwo karze śmiercią. Życzę dobrej nocy!
Kapitan wziął po tych słowach latarkę, wyszedł i zawarł drzwi na ciężkie, żelazne rygle.
W przeciągu kilku minut w ponurej, wilgotnej komorze panowała cisza. Słychać tylko było, jak od czasu do czasu przebiegają po podłodze szczury okrętowe, zwykli goście pod pokładami statków. Wreszcie Apacz wydał ze siebie jeden jedyny dźwięk:
— Uff!
— Uff! — odparł po chwili Bawole Czoło, wódz Miksteków.
Znowu zapanowało milczenie, tym razem krótkie. Mariano zapytał swego sąsiada.
— Cóż ty na to, Carlosie?
— Nic — brzmiała poważnym tonem wypowiedziana odpowiedź. — Czy nie mógłbyś w przeciągu nocy zwolnić się z łańcucha?
— Niepodobna! Łańcuch za mocny. A zresztą, mamy przecież skute ręce i nogi.
— Cóż, w takim razie musimy się poddać.
Zorski powiedział to głosem spokojnym, zgrzytanie