Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 38.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1056   —

ło o wolność, a może nawet i o życie. Czy zobaczy jeszcze kiedyś swoich?
Sięgnął do kieszeni, aby jeszcze raz przeczytać ostatni liścik Róży, jednak zamiast niego wyciągnął plan piramidy. Rozwinął go i popatrzył nań.
Kurytarze były zbudowane bardzo symetrycznie, tylko jeden był bardzo krótki i kolidował pod względem symetrii innymi. Zdawało się, że to nie jest kurytarz, ale jakaś długa wąska komórka. Na rysunku było napisane peta-pove. Zorski nigdy takiego słowa nie słyszał.
Podczas jego rozmyślań nadszedł Bawole Czoło. Zorski bezwiednie niemal zapytał go:
— Czy brat mój kiedyś słyszał słowo „peta-pove“?
— Tak jest.
— Co ono oznacza?
— Tak mówią Indianie — Jemes. To znaczy „iść w dolinę“. Dlaczego mój brat o to pyta?
Nie otrzymał odpowiedzi, gdyż Zorski wstał i patrzył bacznie na zachód, gdzie wznosiły się Kordylery Sonnory. Błyskawica oświetliła jego mózg, obrócił się i rzekł:
— Niech brat mój idzie za mną!
Pośpieszył w tę stronę piramidy, gdzie znajdowały się obie dziewczęta. Chciały zarzucić obu pytaniami, ale Zorski na żadne nie odpowiedział. Wziął małą beczułkę prochu, przywołał kilku silnych Apachów, którym dał młoty, siekiery i wytrychy, prosił Niedźwiedzie Serce, by zaopiekował się wojskiem i zniknął z Bawolim Czołem i Apachami w piramidzie.