Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 37.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1023   —

W tej chwili schwycił Zorskiego, chcąc go zatrzymać.
— Nie bądź głupi, Komancho! — rzekł Zorski. — Jak możesz zatrzymać Księcia Skał?! Wiem, że nie pragniesz mojej śmierci, tak jak ja twojej. Zabieraj się!
Schwycił czerwonoskórego i tak go pchnął, że ten potoczył się daleko. W tej chwili jednak otworzyło się okno, a w nim ukazał się rotmistrz.
— Czy on jest tu jeszcze? Schwytać go!
— Jest. Trzymać go, trzymać! — odezwało się przeszło dwanaście głosów.
Dwa razy tyle rąk wyciągnęło się po Zorskiego. Porwał z ramienia sztuciec i zatoczył nim straszliwe kolo. Miejsce się opróżniło, on zaś przeskoczył tak jak przedtem przez palisady.
Teraz wszyscy chwycili za strzelby. Wdrapano się na palisady i strzelono za nim. Zorski spodziewał się tego, dlatego szybko skręcił w bok, kule poleciały w przeciwnym kierunku.
— Do vaqueros! — zawołał rotmistrz. — Niech oni go złapią!
Otworzono bramę i kilku dragonów popędziło do ognisk, by dać znać o całej sprawie vaquerom. Zorski jednak znowu skręcił w bok i dopadł do koni. Pogalopował na jednym z nich. Dopiero po jego odjeździe vaqueros dowiedzieli się, co zaszło.
Dragoni dzisiejszego wieczoru poznali Księcia Skał.
Pojechał prosto ku piramidzie. Wiedział, że tam na niego czekają. Skoro Indianie usłyszeli tętent kopyt, momentalnie wyskoczyli Zorskiemu na