Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 37.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   1042   —

Verdoję i Pardero, a usłyszawszy o ich losie, przystąpiono do wyłamania ostatniej zapory, dzielącej jeńców od ich wybawców.
Wreszcie usłyszano przeraźliwy huk, a na rumowisku stanął mężczyzna. W słabym świetle latarek Emma poznała Grzmiącą Strzałę.
— Emmo, gdzie jesteś?
— Tutaj! — wykrzyknęła radośnie i podbiegła do niego.
— Mój Antonio! O mało nie umarłam! — szeptała.
— Bogu dzięki, że tak się nie stało! — odrzekł z czułością. — Chora moja głowa nie byłaby tego wytrzymała i oszalałbym na nowo.
— Nagle obok nich wyłoniła się postać Bawolego Czoła.
— Gdzie jest Karia, córka Mizteków?! — zawołał.
Brat i siostra padli sobie w ramiona.
Teraz przybył Zorski i podał wszystkim rękę. Mariano uścisnął go i serdecznie dziękował:
— Znowu mnie ocaliłeś, Karlosie! Jesteś zawsze i wszędzie moim duchem opiekuńczym.
Sternik rzekł wzruszony:
— Panie doktorze, jeśli ujrzę jeszcze moich, to panu mam do zawdzięczenia. Niech Pan Bóg panu zapłaci, gdyż ja nie jestem w stanie.
Zaczęto opowiadać o tym, co przez tak długi okres czasu zaszło.
— Jak to, ty wyrwałaś Verdoji nóż i nawet groziłaś mu? — pytał Grzmiąca Strzała swoją ukochaną.