Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 35.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   969   —

potężnym cielskiem. Bawól osunął się na ziemię, — był nieżywy. Kula wtargnęła mu przez drugie oko do mózgu.
Skoro Bawole Czoło spostrzegł, jaki smutny koniec musi mieć ta walka, zeskoczył ze stromej ściany i wypalił. Gdy młodzieniec się odwrócił, by zobaczyć swego wybawcę, Bawole czoło zwyczajem myśliwych nabijał na nowo strzelbę.
— Czy mięso samca bawoła smakuje mojemu bratu bardziej aniżeli samicy? — zapytał spokojnie. — Czy mój brat chętniej zabija bawoła w lesie, aniżeli na otwartej przestrzeni? Niech mój brat w przyszłości będzie roztropniejszy!
Mimo ciemnej skóry Indianina można było poznać, że się zarumienił. Po chwili jednak przyszedł do siebie, wzniósł dumnie głowę do góry i gniewnym tonem odpowiedział na nauczkę:
— Czy ciebieby to obchodziło, gdyby mnie bawoł zabił?
— Czy brat mój nie ma ojca, któryby go opłakiwał? — zapytał Mizteka.
— Mój ojciec nazywa się „Latający Koń“, — odparł Indianin z dumą.
— A jak ty się nazywasz?
— Imię moje rozbrzmiewać będzie na całym świecie!
— Więc ty nie masz jeszcze imienia? Byłbyś zginął i nikt nie wiedziałby kogo pogrzebano. Mój brat uniknął ogromnej hańby. Na przyszłość niech będzie ostrożniejszy, a z pewnością będzie kiedyś nosić sławne nazwisko.
U Apachów młody wojownik otrzymuje do-