Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 35.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   992   —

— Książę skał sam się obronił — rzekł skromnie Indianin.
— Ten, brat który jest ze mną, to Niedźwiedzie serce, naczelnik Apachów.
Zorski wyciągnął doń rękę:
— Witam dzielnego naczelnika Apachów. Imię jego jest sławne, ale jego samego widzę dziś po raz pierwszy.
— Jeszcze sławniejszy jest Książę Skał. On jest przyjacielem czerwonych mężów, dlatego będę jego bratem.
Obaj wielcy strzelcy i wojownicy stali naprzeciw ściskając sobie wzajemnie dłonie. Jeden wysoce wykształcony ,a drugi Indianin, lecz obaj stojący na wysokim poziomie moralnym.
Po serdecznym przywitaniu reszty towarzyszy, wszyscy usiedli w celu naradzenia się.
— Co gna naszych przyjaciół przez pustynię, aż tutaj? — zapytał Bawole Czoło.
— Bardzo smutna nowina: hacjenda del Erina została napadnięta przez Meksykan. Draby zabrali cztery osoby: sennora Mariano, Helmera, sennoritę Emmę i Karię.
Indianie nawet najbardziej hiobowe wieści znoszą ze stoickim spokojem. Jednak po usłyszeniu tych imion poderwali się z przerażenia.
— Moją siostrę Karię? — zapytał Bawole Czoło.
— Karię, kwiat Mizteków? — zawołał Niedźwiedzie Serce. — Jakże się to stało, czy nie było mężczyzn?
— Byli, ale...