Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 34.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   945   —

wielkiemu zdziwieniu, że boczne części drzwi posiadały dziwny aparat, który był niewątpliwie ważny przy otwieraniu ich. Samej tajemnicy nie zdołali przeniknąć, chociaż bardzo wytężali swoje umysły. Przez przepaść przeskoczyć było niepodobieństwem. Jęk nieszczęśliwego stawał się coraz okropniejszy.
Znów wrócili do kurytarza, w którym znajdowali się przedtem.
Stanęli i patrzyli na siebie, nie widząc wyjścia z tej przygody.
— Może on zostawił jakieś otwarte drzwi, zanim do nas dotarł?
Nadzieje ich były jednak płonne.
— Jesteśmy zamknięci i skazani na głodową śmierć — rzekła Emma.
— Jeszcze nie zupełnie — pocieszał Mariano. — Bóg nam nie da zginąć.
— Musimy pilnie szukać i próbować — zauważył Helmer może nam się jeszcze uda zbadać tajemnicę tych przeklętych drzwi.
— Nie przenikniemy tej tajemnicy — rzekła Karia. — Pomoc może tylko nadejść ze strony Zorskiego.
— A jeżeli i on tu się nie dostanie? Mogą go złapać w zasadzkę i zabić.
— O, on jest roztropny, może mu się uda umknąć. Zresztą po co mamy sobie łamać głowę, mamy przecież noże, rozbijemy drzwi — rzekła Emma.
Helmer, mimo ich strasznego położenia, nie mógł powstrzymać się od śmiechu.