Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 34.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   959   —

— Musimy obejrzeć pagórek.
Wsunął rękę w piasek i wyciągnął z niego papier.
— Umknąłem, reszta jeszcze w niewoli jednak zdrowi i żywi. Mam dwa konie i dość amunicji. Verdoja powalił mnie na podwórzu uderzeniem w głowę. Pardero i trzynastu Meksykańczyków było przy nim. Wdarli się przez okno do pokoju lancetnika i w podstępny sposób napadli na cztery osoby. Zapomniano przeszukać moje ubranie. Mam papier i ołówek i daję ten znak. Pojmani będą uwolnieni, nie troszczcie się. Tylko za mną. Będę zostawiał po sobie widoczne ślady.
Dnia...... 9 godz. rano.

Zorski.

— Hurra! — zawołał Grzmiąca Strzała. — Teraz jest już wszystko dobrze! — a zwracając się do drugiego vaquero rzekł:
— Francesko zostanie przy mnie, ty zaś wracaj z umęczonymi końmi do domu i oddaj tę kartkę sennorowi Arbellezowi. Będzie to dla niego wielka pociecha. Powiedz mu, że jesteśmy godzinę drogi od Zorskiego. Był tutaj o dziewiątej a teraz dochodzi dziesiąta. Naprzód! A śpiesz się!
Zmieniono konie. I ruszono cwałem. Vaquero zaś bardzo chętnie wrócił do domu, gdyż wcale nie chciał zapoznać się z przygodami pustyni Mapini!
Helmer i Francesko pędzili największym cwałem, ale i Zorski nie wybrał się na przejażdżkę konną dla przyjemności. Dopiero popołudniu ujrzeli na równinie dwa małe, ciemne punkciki.