Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 31.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   857   —

— A więc tym Księciem skal jestem ja. Nie myśl pan, że boję się porucznika. Mogę panu z góry podać rezultat tego podwójnego pojedynku.
Hiszpan popatrzył nań zdziwiony:
— Wiadomo mi, że pan jest Księciem Skał, że strzela pan znakomicie. Jednak jest pan tylko człowiekiem.
— No, zobaczymy. Resztę będzie pan łaskaw omówić z Marianem, który będzie moim sekundantem.
— A świadkowie?
— Nie są mi potrzebni. Sam jestem lekarzem.
— Pomyśl, sennor, nad tym, że możesz być także raniony! — rzekł porucznik.
— No, no, żaden z tych ludzi nie jest w stanie mnie zranić.
Wypowiedziawszy te słowa Zorski dumnie się odwrócił, oficer wyszedł. Zorski wyszukał Mariana, by mu opowiedzieć całą sprawę. Młodzieniec był gotów w każdej chwili sekundować lekarzowi, poszedł więc odszukać zastępcę obu przeciwników. Pertraktacje nie trwały długo. Gdy powrócił, oznajmił, że warunki Zorskiego zostały przyjęte.
Od tej chwili Zorski nie odstępował od okna. Wiedział, co się stać mogło i dlatego uważał na wyjście z hacjendy. W południe kapitan dosiadł rumaka i wyjechał. Zorski domyślił się, że jedzie włożyć listy pod kamień ,pośpieszył więc za nim w kierunku południowym.
Nagle Zorski zwrócił konia ku zachodowi, chodziło mu bowiem o to, by stanąć na miejscu