Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 31.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   872   —

no się jednak zemsty lancetników. Dopiero słowa Zorskiego uspokoiły ich.
— Lancetnicy są przecież poddanymi Juareza, który prędzej czy później dojdzie do prezydentury. On zaś jest dla pana przychylnie usposobiony, dał już nawet tego dowód. Nad tym będą musieli się zastanowić oficerowie.
Zresztą mam przeciw nim bardzo niebezpieczną broń, naszych więźniów, których zaraz przesłuchamy. Człowiek wczoraj pojmany leży zamknięty w moim pokoju. Nie miałem czasu dzisiaj nawet popatrzeć na niego, zaraz go wprowadzę.
Poszedł do swego pokoju i zastał więźnia w tej samej pozycji, w jakiej go zostawił o świcie. Był siny, zdrętwiały. Cichy jęk wydzierał się z zakneblowanych ust. Zorski widząc, że więzień może umrzeć wskutek uduszenia, rozkneblował mu usta, potem oswobodził nogi i tylko zostawił więzy na rękach.
— Wstawaj! Chcę z tobą pomówić!
Więzień podniósł się z trudem. Lecz odzyskawszy możność mówienia zwrócił się do Zorskiego.
— Jak śmie pan porywać się na mnie! Jestem wolnym Meksykaninem!
— Ależ nie żartuj! Przecież widzisz, że przestałeś był wolnym Meksykaninem!
— Ale bez mojej winy. Żądam wolności i zadośćuczynienia.
— Twoich żądań nie mogę uwzględnić. Chodź!