Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 28.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   769   —

— Przyjdzie, przyjdzie.
— Skąd wiesz?
— Panienka wie przecież, że czuwam nad jej krokami i czynię wszystko, by tylko panienka była szczęśliwa! Mam tu karteczkę, z której wyczytałam, że przyjdzie.
Wyciągnęła kartkę i podała ją Józefie.
Arystokracja Meksyku zwykła od czasu do czasu urządzać igrzyska wojenne, na które często wydaje znaczne sumy. Odbywają się one zwykle wieczorem, gdy już słońce nie dopieka, a potem odbywa się maskarada.
Najznaczniejsi sennores biorą udział w tych igrzyskach, które często bywają niebezpieczne dla życia. Każdy uczciwy cudzoziemiec znajduje dostęp do areny z bronią, jaką sobie sam wybierze. Dziś wieczorem właśnie miało się odbyć takie widowisko. Kartka przyniesiona przez Amaikę zawierała nazwiska zapaśników.
Józefa czytała je pocichu, dwa jednak wyrzekła głośno:
— Sennor Carlos Zorski, lasso, rusznica, pałasz i sztylet. Sennor Alfred de Lautreville rusznica, pałasz i sztylet.
Tak brzmiały oba nazwiska.
— Wiedziałam, że jest odważny. Walczy rusznicą, pałaszem i sztyletem. Och, żeby zdobył palmę zwycięstwa, a nagrodę odebrał z moich rąk!
Indianka zaśmiała się.
— Hi, hi napewno tak będzie — rzekła.