Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 25.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   688   —

groziła mu tylko jedna armata. Teraz usiłował ostrzeliwać ster.
Widząc to, Landola kazał naciągnąć żagle i chciał najechać na jacht, ten jednak zręcznie wymijał go. Tymczasem i Anglik nie próżnował. Był wprawdzie uszkodzony, ale i jego kule zostawiły tęgie ślady. Pirat nie bardzo pewnie się czuł między dwoma statkami, a gdy spostrzegł, że „Róża“ celuje w ster, naciągnął wszystkie żagle i zaczął zmykać przy sprzyjającym wietrze. Uciekając posłał jeszcze handlowemu statkowi kulę na pamiątkę.
Na widok uciekającego korsarza, z piersi marynarzy handlowego statku, wyrwał się okrzyk radości.
Zbliżyła się doń „Róża“, przyjęta z wdzięcznością.
Zorski wraz z Helmerem udał się na pokład uratowanego statku.
— Pomoc przyszła w sam czas, sir! — zawołał kapitan, wyciągając do nich ręce. — Wasz jacht to djabelny mały bohater!
— A pan też nie jest tchórzem, sir! — odpowiedział Zorski.
— Ba, byłem zmuszony się bronić! Jestem też ciekaw, czy ten łotr mnie jeszcze raz zaczepi.
— Tego nie uczyni, gdyż pomógłbym panu.
— Czy pan chciałby towarzyszyć mi?
— Nie panu, tylko jemu. Szukam tego łotra od paru tygodni i nie spuszczę go teraz z oka.
— Naprawdę? — zapytał kapitan zdziwiony. — Czy ma pan z nim jakiś rachuneczek?