Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 25.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   687   —

łe. Było jasnym, że nie dostaną statku handlowego, dopóki nie pozbędą się jachtu.
— Zaczepić tę przeklętą łupinę od orzecha! — zawołał Landola.
W przeciągu dwóch minut, spuściły się na wodę dwie lodzie, by zaczepić jacht.
— W to mi graj! — śmiał się Helmer. — Zaraz się napiją wody!
Kazał dać parę na odwrót, by mieć wolną przestrzeń i stanął przy jednym z dział. Mierzył bardzo uważnie i dał ognia. Kula trafiła w zgięcie czółna, przesadziła całą jego linię i wyszła końcem. Rozerwała wielu wioślarzy i zmiażdżyła ster. Łódka zaczęła tonąć. Ludzie skoczyli w morze. Tymczasem nadpływało drugie czółno. Ale i to dostało swoją porcyjkę i zanurzyło się.
Pirat zrozumiał, że jacht jest dlań groźniejszy, niż statek handlowy. Pienił się ze złości.
— Rzucać ręczne granaty! — zawołał. — Tego karła musimy rozerwać.
Wtedy Zorski wystąpił z pod ochronnej maty i zawołał:
— Henrico Landola, przynoszę ci pozdrowienia od Korteja z Rodrigandy!
Słysząc to, korsarz zbladł. Zrozumiał, że go zdemaskowano i ryczał:
— Granaty! Prędko! Prędko. Ten drab nam nie śmie umknąć!
Ale Helmer już zdążył się oddalić tak, że mu nie zagrażały granaty. Piętrzyło się natomiast niebezpieczeństwo ze strony armat. Ustawił się więc przed sterem nieprzyjaciela. Z tej bowiem strony,