Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 25.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   707   —

Przerażenie zniknęło z twarzy starszej damy. Bladość ustąpiła, łzy zaświeciły w źrenicach i wibrującym ze wzruszenia głosem rzekła:
— Ach, jakże piękna dziewczyna wyrosła z mojej małej Flority. Witam panią serdecznie i kocham tak samo, jak wtedy, gdy byłaś małą dziewczynką.
Gdy Flora z kolei podeszła do Heleny, skorzystał z tego książę, przysunął się do pani Zorskiej i zaczął z nią mówić po hiszpańsku, by go rotmistrz nie mógł zrozumieć.
— Srodze zgrzeszyłem, sennora. Długi czas byłem bliski śmierci, jednak nie mogłem umrzeć nie zmywszy z siebie mojego wielkiego grzechu. Czy przebaczy mi pani?
Rzuciła na niego spojrzenie, w którym mieściło się miłosierdzie i wzniosłość niewieściego serca. Podała mu rękę i rzekła:
— Wasza wysokość, przebaczam wszystko.
Książę odczuł, że te kilka słów były prawdziwe i szczere.
— Dziękuję pani. Dajesz mi sposobność wykazania ogromu skruchy, jaką czuję, a przy tym naprawienia zła, które wyrządziłem pani.
Towarzystwo zasiadło do obiadu.
Książę nie spuszczał oczu z Zorskiej i skonstatował, że była jeszcze ładna i tak sam wdzięczna jak przed wielu, wielu laty. I ona często rzucała nań badawcze spojrzenie i przekonała się, że wywiera on na niej inne wrażenie, niż kiedyś, raczej bardziej dodatnie. Ślady jego ciężkiej choroby budziły w niej współczucie.