Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 25.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   694   —

Gerard wyprostował się i zapytał z wściekłością w głosie:
— Dlaczego nie chcecie mi go oddać?
— Uspokójcie się. Gdybyście mnie znali, mówilibyście nieco inaczej. Ale ja was znam i dziwię się, że widzę was tutaj. Jesteście uczniem słynnego fryzjera Terbillona, Gerard Mason, słynny garoter!... Ale nie bójcie się! Jesteśmy przyjaciółmi. Jestem cyganem Tombi, synem Carby, którą chyba znacie!
A gdy Mason kiwnął potwierdzająco głową, cygan mówił dalej:
— Carba ma spis swoich sprzymierzeńców. Na liście tej figuruje również wasze nazwisko. Ja sam przez długi okres czasu byłem w Paryżu i znam was. A teraz powiedźcie mi skąd do was ta książeczka? Ufajcie mi, proszę!
— Nie mogę wam tego powiedzieć, gdyż nie chcę zdradzić, ani zaszkodzić człowiekowi, u którego służę. Gdy już nie będę u niego, jestem gotów wszystko wyjawić.
— Dobrze więc, nie będę już o to więcej pytał, gdyż jestem was pewny. Jeżeli kiedyś będzie mi ta wiadomość potrzebna, sądzę, że mi zdradzicie tajemnicę. Czy zostawicie mi tę książeczkę?
— Tak.
— A więc rozchodzimy się jak przyjaciele.
Pożegnali się.
Gdy Francuz wyszedł z chaty, Tombi otworzył książeczkę i rzekł z triumfującą miną.
— Co za szczęście! Co za przypadek. Przychodzi Mason, naturalnie nie poznaje mnie, gdyż