Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 24.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   670   —

Wszedł, a Flora za nim.
Otto nie znał Garby, dlatego nie zwrócił na nią specjalnej uwagi. Cyganka jednak, nie mogąc zapomnieć wczorajszej awantury, a czując się pod opieką Gabrillona pewną siebie, zwróciła się do Flory i rzekła:
— A, toż to owa dumna panienka, która nie chciała mnie wysłuchać! Teraz jednak będzie musiała pozwolić mi mówić. Ojciec pani jest — —
Teraz Otto zrozumiał kogo ma przed sobą, szybko więc przerwał jej i zapytał Florę:
— Czy nie jest to ta Carba, o której mówiliśmy?
— Tak, jestem Carba — pośpiesznie odpowiedziała stara. — A więc piękny pan też słyszał o mnie? Wobec tego będzie pan świadkiem tego, co powiem, sądzę, że to pana bardzo zaciekawi.
— Nie chcę słuchać twej gadaniny, stara! — odpowiedział dumnie. — Odsuń się! Chcemy iść na górę!
— Ale ja nie ustąpię, dopóki nie powiem tego, co chcę! — rzekła z zaciekłością. — A jeżeli pan sądzi, że to, co powiem, nie jest ważne, to się pan mocno myli. Gdybym chciała, mogłabym księcia Olsunnę uczynić szczęśliwym. Nie uczynię tego. Wiem kto — — —
— Milcz! — rozkazał jej. — Wiem czego pragniesz. Nie chcemy słyszeć twych bajek. Znamy Zorskiego lepiej, aniżeli ty. Oto masz twoje nowiny. Zabieraj się precz z drogi!
Odsunął starą i wszedł z Florą na schody. Carba nie stawiała oporu. Stała oniemiała i ze zdumie-