Przejdź do zawartości

Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 23.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   640   —

Długą tę rozmowę często przerywał kaszel księcia. Gdy umilkł, Flora uklękła obok jego łóżka i zrosiwszy łzami bólu i radości jego ręce, wyłkała:
— Dzięki ci, stokrotne dzięki, mój dobry ojcze! Twej wielkiej woli stanie się zadość. Zapewniam cię, że Otto jest człowiekiem honoru. Proszę cię, pozwól mi go tobie przedstawić. Chciałabym, być go poznał i ocenił.
— Debrze, moje dziecko! Teraz jednak zostaw mnie samego, jestem strasznie zmęczony. Idź spać, dziecko, życzę ci dobrej nocy. Proś Boga, by wszystko skierował ku dobremu i przebaczył twemu ojcu, który tak dużo, dużo nagrzeszył.
Pożegnali się.
Flora nie mogła zasnąć. Dopiero nad ranem ogarnął ją sen. Spała do południa.
W godzinę później siedziała przy ojcu. Nagle usłyszeli odgłos kroków, pochodzący z podwórza, a po chwili ktoś zapukał do drzwi.
— Proszę wejść.
W drzwiach ukazał się przepiękny mężczyzna. Na czole jego osiadła głęboka powaga, którą rozjaśniało jasne wejrzenie oka i przyjazny uśmiech pełnych ust.
— Przepraszam za śmiałość! — rzekł, ukłoniwszy się głęboko. — Mówiono mi, że w tym domu jest jakiś chory. Wprawdzie nie znam pacjenta i jego nazwiska, ale jest ono nieznane i mojemu przyjacielowi, który mnie tu przysyła.