Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 23.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   641   —

Po tych słowach Flora wstała i zapytala:
— A, proszę pana, z kim mam przyjemność mówić?
— Jestem Zorski.
— Aha, doktor Zorski! A to pan otrzymał depeszę od przyjaciela... Ale nie! Tak szybko stać się to nie mogło!
— Naturalnie, że nie. Jestem właścicielem jachtu, który wczoraj tu przybił. Z moim przyjacielem spotkałem się niespodziewanie.
— Ależ to rzeczywiście bardzo dziwne. Widzę w tym palec Boży! — zawołała Flora. — Proszę, panie Zorski, niech pan usiądzie, a ja objaśnię wszystko memu ojcu.
Zorski usiadł. Flora wyjaśniła powód przyjścia doktora. Książę popatrzył dziwnym okiem na lekarza, a potem rzekł:
— Jestem panu bardzo wdzięczny, panie doktorze. Ale memu zdrowiu nie pomoże żadna sztuka, nawet najsłynniejszego lekarza. Moja choroba posunęła się za daleko. Wszyscy lekarze już mnie opuścili.
— Nasza sztuka i nauka słabe są w porównaniu z wolą Bożą i siłą przyrody, to prawda. Ale Bóg daje nam często znak, którego winniśmy słuchać. Proszę, by mi wolno było zbadać pana. Będzie to trwało tylko pięć minut.
Zorski rozpoczął badanie.
Było ono bardzo sumienne i dlatego trwało daleko więcej, niż pięć minut. Wreszcie Zorski doszedł do pewnego rezultatu i rzekł: