Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 22.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   617   —

szła do ołtarza w towarzystwie wielkiego księcia i jego małżonki. Za nimi postępowali rotmistrz z matką i siostrą pana młodego, potem Alimpo ze swoją poczciwą Elwirą, na samym zaś końcu strzelcy w gali.
Kaznodzieja przemówił parę serdecznych i ciepłych słów. Wszyscy obecni mieli łzy w oczach.
I tak otrzymał zwyczajny lekarz rękę ślicznej i bogatej hrabianki hiszpańskiej i teraz mógł oddać się całą duszą rozwiązaniu zagadki — zbadaniu tajemnicy, która osłaniała ciemną mgłą stosunki rodzinne Rodriganda.
W tydzień po ślubie Zorski opuścił Zalesie w towarzystwie sternika i zostawił najdroższe sobie istoty opiece wielkiego księcia i rotmistrza...
Czułe i rzewne było pożegnanie młodej pary. Róża padła na pierś Karola i nie chciała go puścić w tak daleką i niepewną drogę. Potem długo jeszcze stała u bramy i patrzyła za odchodzącym mężem...
Elwira i Alimpo ukrywali łzy, by nie rozrzewnić kochanej hrabianki.
Ludwik i Robert stali obok siebie, mając oczy, pełne łez.
— Czego płaczesz, chłopcze? — zapytał, udając nieczułego, stary Ludwik. — Tu nie trzeba mazgajów!
— Ty płaczesz także!
— Ja? Płakać? Głupstwo! To tylko pot. Tutaj jest strasznie gorąco! Przed tygodniem było zimno, jak w Syberii, a dzisiaj — co za nagła zmiana?
Nikt z mieszkańców Zalesia nie spodziewał