Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 22.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   614   —

— Hallo! — zawołał chłopiec, klasnął językiem i przeskoczył przez kozła. Leciał naokoło podwórza. Naraz wyciągnął równo nogi i ukląkł na grzbiecie konia.
— Hallo! Ludwik! Bicz do ręki! — zawołał.
Leśniczy chciał spędzić kozła z miejsca. Zwierzę chciało się obronić, wreszcie jednak jęło zmykać, pędząc przed koniem. Czuło, że teraz ma być złowione na lasso. Pędziło zygzakami, robiąc boczne odskoki. Robert pędził ciągle za nim na swoim koniku.
— Baczność! — zawołał Zorski.
Chłopiec usiadł znowu i wywijał lassem nad głową.
Lasso szumi, kręgi rozwijają się i jakby łapka chwytają głowę kozła. W tejże chwili chłopiec rwie konia w górę, konik tresowany staje. Kozioł robi jeszcze parę podskoków, węzły lasso opasują go, pada na ziemię.
— Brawo! brawo! brawo! — brzmi zewsząd.
Kozła uwolniono z pułapki.
Nastąpiła jazda z przeszkodami i skończyła się dla Roberta, naturalnie, burzą oklasków, triumfem.
I Zorski musiał pokazał kilka sztuk z lasso, z bolą, z tamahawkiem. Szczególnie pięknie wyglądał na koniu, gdy chciał pokazać, jak się używa należycie lasso.
Wypędzono wszystkie konie ze stajen
— Moi panowie — rzekł podziwany przez wszystkich Zorski — koń mój nie jest przyzwy-