pałacu przy wspanialej ulicy de la Amudema Platerias, dwie piękne, świeże twarzyczki młodzieńcze. Byli to dwaj bracia Rodriganda: Emanuel i Ferdinando, którzy nie mieli pojęcia o tym, że ich ojciec ma zamiar ożenić się z tancerką, która teraz właśnie kręci się w loretańskiej dzielnicy Madrytu.
Wieczorem wyszli na ulicę, wziąwszy boksery, albowiem przy takich okazjach lepiej je nosić ze sobą. W półmaskach masami przechadzała się publiczność. Emanuel, który pierwszy wyszedł na ulicę, opowiadał bratu ciekawą historię.
— Stałem koło pałacu Panadon i oczekiwałem ciebie. I oto przeszły obok mnie cztery Sylfidy, jedna piękniejsza od drugiej. Patrzyłem za nimi. Spostrzegły mnie i przystanęły. Chwilkę z sobą rozmawiały, w końcu jedna z nich podeszła do mnie i zapytała?
— Sennor kogo oczekuje?
— Czekam na przyjaciela.
— Ej, porzuć pan przyjaciela i chodź z nami.
— Szukacie kawalerów? Z jakiej rangi?
— Z najwyższej.
— W takim razie pójdę z wami, ale pod warunkiem, że zaczekamy na mego przyjaciela. Zgodziły się chętnie. Przyłączyło się do nas jeszcze dwóch panów. Pozostała wolna jeszcze jedna dama, która najwięcej przebiera, jak mi się wydaje. Żadnego z nas nie upodobała sobie. Spróbuj szczęścia, jesteś ładnym chłopcem. Będziemy mówili do siebie jak przyjaciele. Chodź, widzisz, tam czekają.
Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 21.djvu/7
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 577 —