Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 21.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   576   —

najdzikszy okres swego życia. Tam, w ciemnych i zniesławionych uliczkach poznała Korteja i księcia Olsunnę.
— Nie baw tam długo, moja droga. Z tęsknotą oczekiwać będę twego powrotu. Tymczasem uporam się z moimi sprawami majątkowymi.
Prawie o tej samej porze, w pałacu księcia Olsunny mówiono o Madrycie. Książę siedział w fotelu, przed nim zaś stał jego sekretarz Gasparino Kortejo.
— Mamy pecha — rzekł książę. — Ot, ostatni skandal z tą guwernantką z Polski i z twoją Carbą, czy jak tam się nazywa ta twoja cyganka. A teraz zabierają mi z przed nosa tę wspaniałą baletnicę! Najgorsze to, że nie mamy czym zabić czasu, może ty coś wymyślisz?
— Myślę, że najlepiej jechać do Madrytu — rzekł Gasparino. — Król portugalski przybywa w odwiedziny. Będą uroczystości, masa ludzi i wyśmienita zabawa.
— Dobrze, wyruszamy więc jutro.
Baletnica, rozporządzając teraz dużą fortuną, zamieszkała w najwykwintniejszym hotelu.
Gdy po przyjeździe przebrała się, zaraz pochłonęły ją w swe gardziele wąskie uliczki, leżące w południowo-zachodniej części miasta.
Nie cieszyły się one dobrą sławą, gdyż w godzinach wieczornych nie odważyłaby się tędy przejść żadna kobieta z towarzystwa.
Hanetta szukała tu swych kompanów, by uplanować przyszłe zabawy.
W dzień przyjazdu króla widać było z okien