Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 21.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   596   —

„Idź do tej komórki, może się zaraz dla ciebie coś nadarzy! — rzekł Torbillon do młodego Masona i wypchnął go do ciemnej komórki.
Alfonso wszedł ze swoim posługaczem. Po długich targach zgodzili się na dwieście franków. Papa Torbillon rozpoczął swoją pracę. Robota szła bardzo wolno, ale wynik był znakomity. Musiał mieć ogromną wprawę.
Odszedł na chwilę do komórki.
— Widziałeś tego? Ma dużo pieniędzy przy sobie i bardzo drogie sygnety. Muszę to wszystko mieć, słyszysz? Dwieście franków za niego do staniesz, słyszysz?
Gdy wyjdzie, idź za nim i działaj!
Wydawszy rozkaz, wrócił do klienta.
— Udało się! Znakomicie, łaskawy panie! Teraz sam siebie pan nie pozna.
Alfonso rzeczywiście nie poznał siebie.
Na ulicy odesłał służącego do hotelu d‘Aigle i kazał zapowiedzieć swą wizytę, jako markiz Acrozza. Służący oddalił się.
— Nawet mój chytry ojciec Gasparino Kortejo nie poznałby mnie teraz: mówił do siebie Alfonso, przeglądając się w szybach wystawowych.
W hotelu d‘Aigle — rozczarowanie. Służący dowiedział się, że Zorski wyjechał do Poznania.
Wieść ta przeraziła Alfonsa.
— Pojadę za nim. Służącego, który wie o mojej masce, pozbędę się.
Obmyśliwszy ten plan, zadzwonił na służącego.