Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 19.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   518   —

dianie leżeli rozsiani naokoło hacjendy. Padło ich więcej niż stu.
— Otrzymali straszną nauczkę i zdaje się, że nie tak prędko do nas wrócą — zauważył Arbelez, uradowany zwycięstwem.
— Patrz, sennor, na tę kupę — rzekł Francesco — toć to dzieło mojej armaty. To żelazo i te kawałki szkła działają straszliwie. Ciała są po prostu zmasakrowane.
— Jeszcześmy nie gotowi — rzekł Bawole Czoło. — Musimy zniszczyć resztę Komanchów.
— Gdzie ich szukać?
— Wiemy gdzie byli przed napadem. Na górze El Reparo. Trupy leżą również na tym szlaku. Można więc przypuszczać, że tam powrócili. Apache chyba porwali Komanchowie, bo widziałem, jak gonił Czarnego Jelenia. Musimy go oswobodzić. Biorę jego strzelbę. Na koń!
Dwudziestu mężów popędziło ku południowemu stokowi El Reparo. Zsiedli z koni, by niepostrzeżenie dostać się do Komanchów. Kiedy byli już w pobliżu ruin, spostrzegli zdała nieuzbrojonego Indianina.
— Niedźwiedzie Serce! — zawołał jeden z vaquero.
Apacha zbliżył się.
Bawole Czoło czule go powitał. Niedźwiedzie Serce opowiedział mu o swoich przejściach.
W końcu Apacha rzekł:
— Alfonso jest teraz w górach. Niebawem powróci, by spotkać się z Komanchami, którzy udali