Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 19.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   535   —

kazał sobie zapłacić dziesięć pesos, a gdy się dowiedział, o jaki preparat chodzi, zażądał stu pesos.
Po wręczeniu pieniędzy i otrzymaniu trucizny, Kortejo wsiadł na konia i odjechał. Po drodze spotkał kapitana Landolę.
Ze wzgłędu na ostrożność, umówili się dopiero na wieczór, na tym samym miejscu.
Kortejo ruszył do domu.
— Truciznę mam — rzekł do córki, która wyszła mu naprzeciw.
— W przeciągu jednej nocy mamy skutek. Popadnie w letarg. Jest ranny, a gdy umrze, wina nie spadnie na mnie. Trzeba jeszcze środka na to, by wyglądał jak prawdziwie umarły, bo lekarz pozna, że to letarg i będzie przy nim czuwać, dopóki się nie obudzi. W naszym klimacie, na trupie występują plamy, które trzeba będzie wywołać. Ale jak?
Posłuchał rady córki i udał się jeszcze raz do Benita, który za dziesięć pesos wręczył mu środek na plamy.
Wieczorem spotkał się z kapitanem Landolą. Po krótkiej, występnej rozmowie, przystąpili do sedna sprawy.
Kapitan Landola otrzymał list od brata Korteja z Manrezy, iż ma otrzymać od sekretarza jakiś pakunek.
Sekretarz udawał, że nie wie, o co chodzi.
Landola dopomógł jego niedomyślności: pakunek zwyczajną paczkę, może nawet człowiek, a chociażby i sam djabeł, wszystko wezmę.