Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 17.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   464   —

— To się nigdy nie stanie.
— Czy wątpisz w mą miłość?
— Nie, ale nie mogę przyjąć warunku, jaki mi postawiłeś. Nie mogę złamać przysięgi, jaką złożyłam swemu narodowi.
— Jeśli mnie kochasz i chcesz zostać moją żoną, to musisz uważać się za obywatelkę tego narodu, do którego ja należę. Jeżeli nie porzucisz wszystkich i nie pojedziesz ze mną do Hiszpanii, nie zobaczymy się już nigdy.
Ta pogróżka poskutkowała.
Karia stawała się coraz bardziej uległa i w końcu przyrzekła, że dowie się, gdzie należy szukać skarbu dawnych królów.
— Nareszcie — rzekł z radością.
— Lecz powiem ci dopiero w dniu naszych zaślubin.
— To niemożliwe. Otrzymasz szlachectwo dopiero po odnalezieniu skarbu, wpierw zaś, według ustaw naszego kraju, ślub odbyć się nie może.
Objął ją i pocałował czerwone jej usta.
— Dobrze więc — rzekła. — Daj mi więc pismo, w którym oświadczysz, że ożenisz się ze mną po otrzymaniu skarbów.
Był to wprawdzie niewygodny warunek, lecz, czy miał się ociągać, gdy był bliski celu?
— Jutro więc przyjdź do mnie, a otrzymasz pismo.
Tymczasem Helmer siedział w swoim obozie. Chciał zaczerpnąć trochę świeżego powietrza przed udaniem się na spoczynek.