Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 16.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   444   —

pieniądze matce, zapomniała już o przestrodze Zorskiego. Nie wierzyła, żeby książę chciał ją podstępem zdobyć.
Na drugi dzień przysłał książę po rzeczy Wirskiej. Zorski przyszedł się z nią pożegnać. Prosił ją, by chociaż trochę o nim pamiętała, potem chwycił gorączkowo jej ręce i przycisnął do ust.
Kiedy Wirska zajechała przed pałac, czekał na nią Kortejo. Zaprowadził ją do pokoju malej księżniczki. Zastała tam bonę, wyciągnęła do niej rękę, na przywitanie, ta jednak udawała, że tego nie widzi.
— Ależ, sennorita, cóż ja pani uczyniłam? — spytała Wirska.
— Nie lubię pani, bo przez panią odeszła moja przyjaciółka.
Jakie było zdziwienie Wirskiej, gdy się dowiedziała, że poprzedniczka jej dostała urlop na kilka tygodni, że pokoje, które zajmuje, są pokojami księżny i że książę wcale nie wyjechał. Zrozumiała, że Zorski miał rację. Nie było jednak odwrotu.
Cała radość znikła. Postanowiła jednak bronić się. I dopięła swego. Otrzymała pokój guwernantki, a księciu powiedziała wręcz, że wczoraj okłamano ją.
— Ta dziewczyna ma jad w sobie — rzekł książę do Korteja, po rozmowie z Wirską.
— Prawdziwa jaszczurka.
— Właśnie dlatego, że się opiera, więcej ją jeszcze pożądam. Słuchaj, Kortejo, czy słyszałeś już o jakim trunku miłosnym?
— Tak, słyszałem, i mogę się o to wystarać,