Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 16.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   441   —

na wynik. Następnego dnia zapukał do drzwi sługa księcia w bogatej liberii.
— Przepraszam — rzekł, kłaniając się — mam zaszczyt widzieć się z sennorą Wirską?
— Tak.
— Służę w pałacu księcia Olsuny i w imieniu księcia proszę panią o stawienie się w pałacu o godzinie trzeciej.
— W jakiej sprawie? — zapytała Wirska.
— Sądzę, że chodzi tu o podaną ofertę. Pałac mieści się na ulicy Strade Dominica 10. Do widzenia.
Gdy sługa wyszedł, Wirska myślała, że śni. Wyobrażała sobie już życie na wielkim zamku.
Jeszcze nie było trzeciej, gdy stanęła przed bramą wspaniałego budynku. Wydawała się sobie małą i biedną i żałowała, że nie zasięgnęła wpierw rady poczciwego Zorskiego. Było już jednak za późno.
Gdy weszła do wnętrza, portier wskazał jej marmurowe schody, które prowadziły do mieszkania rządcy księcia, Korteja. W tej chwili zjawił się Kortejo. Ten oznajmił jej, że księcia nie ma w domu, księżna pani umarła, ona zaś zajmować się będzie wychowaniem księżniczki.
Dalej oznajmił jej, że poprzednia guwernantka odeszła z powodu śmierci jej matki, co było kłamstwem, gdyż dostała tymczasowe wymówienie i pobierała nawet pensję.
Potem wypytywał ją skąd pochodzi.
— Z Gniezna — rzekła — z Wielkopolski.
— A rodzice?