Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 15.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   405   —

— Zaprowadził chłopca do izby, gdzie leżał kozioł.
— Kapitalny kozioł, trafiony w łopatkę. Z ciebie, Tombi, tęgi chłop.
— A z ciebie także, słyszałem, żeś zabił lisa. A kto był z tobą?
— Ludwik i dwaj inni.
— Hm! — mruczał borowy, patrząc bystro chłopcu w twarz. Ludwik przecież strzela zawsze dobrze.
Chłopiec jednak nie chciał zdradzić swego przyjaciela. Nie powiedział, że Ludwik zabił leśnika, o czym zresztą Tombi już wiedział.
— Chłopcze — rzekł borowy, gdy nie udało mu się nic od chłopca dowiedzieć — chciałem cię wziąć na próbę, spisałeś się dobrze. Przyjaciół nigdy zdradza nie wolno. To bardzo ładnie z twej strony. Dlaczego nie przychodziłaś wcale do mnie ostatnio?
— Nie miałem czasu. Kiedy zastrzeliłem lisa, przyjechali goście.
— Kto taki?
— Doktór Zorski, hrabianka z Rodrigandy z kuzynką Elwirą i kuzynem Alimpo.
— Słyszałem o tym, jak ci się podobają?
— Bardzo, bardzo.
— A hrabianka była chora?
— O, bardzo chora, ale wujaszek Zorski ją wyleczył. O, to jest mądry chłop, mówią, że mądrzejszy od pana kapitana.
— Mądrzejszy od ciebie nawet? — zapytał borowy żartem.