Strona:Tajemnica zamku Rodriganda. Nr 14.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   397   —

— Gdy weszła, hrabianka siedziała na łóżku, a Zorski obok niej.
— Witaj, poczciwa Elwiro! — zawołała Róża.
Dobrej kasztelanowej potoczyły się łzy po policzku.
— O, moja kochana, najdroższa kontezzo! — zawołała, płacząc — dzięki świętej Madonnie, że mnie znowu poznałaś. Podczas twojej choroby cierpieliśmy i smuciliśmy się wszyscy bardzo.
Po zjedzeniu obiadu nabrała rumieńców, a Zorski postanowił dziś jeszcze pomówić z nią o smutnym wypadku, który ją sprowadził z dalekiej Hiszpanii do jego ojczyzny.
Po jedzeniu zapadła znowu w lekką drzemkę.
Pani Zorska została z Elwirą w pokoju chorej, a lekarz wyszedł, chcąc raz po długim, nużącym czuwaniu zaczerpnąć świeżego powietrza.
Przechodząc przez podwórze, ujrzał sternika, siedzącego przed małą chatką na ławeczce. Na widok lekarza wstał i zdjął kapelusz. Zorski odkłonił się i stanął, bo poznał, że sternik chce z nim mówić.
— Czy mam zaszczyt mówić z doktorem Zorskim? — zapytał Helmer.
Doktór skinął głową.
— Pan jest zapewne sternikiem Helmerem, ojcem naszego Roberta?
— Tak. Dopiero niedawno wróciłem. Chciałbym z panem pomówić o pewnej sprawie, jaka dotyczy pańskiego pobytu w Hiszpanii.
— A! — zawołał Zorski zdziwiony. — Pan był w Hiszpanii?